7/26/2016

Wycieczka w Alpy - krótka fotorelacja


Kiedy byłam małą dziewczynką i oglądałam z zapartym tchem "Doktora z alpejskiej wioski", nie miałam pojęcia, że kiedyś zobaczę na własne oczy takie widoki, wśród których rozgrywały się sceny tego serialu. Ale marzyłam, żeby zamieszkać w takiej wiosce, w jednym z tych pięknych drewnianych domów ozdobionych pelargoniami. To potwierdza moją teorię, że nie ma rzeczy pewnych na tym świecie, ale też i niemożliwych do zrobienia. Życie weryfikuje wszystko i pisze nieoczekiwane scenariusze. Jeszcze dwa lata temu, gdyby ktoś powiedział, że będę mieszkała za granicą, zaproponowałabym tej osobie popukanie się w głowę ;) A jednak stało się to faktem i od prawie dwóch miesięcy organizujemy swoje życie w nowym mieszkaniu, w nowym kraju, w rzeczywistości nieco innej niż ta polska, ale ciekawej i wartej poznania.
   
Niekwestionowanym atutem mieszkania na Bawarii jest możliwość zwiedzenia takich zakątków, jakie udało mi się ostatnio uwiecznić na kilku zdjęciach. Tylko na kilku, bo moi współtowarzysze (mąż i córka) nie dawali mi możliwości robienia dłuższych przerw na fotografowanie - no cóż, nie podzielają mojej pasji i pędzą przed siebie do przodu ;) Ale co nieco uchwyciłam i z małym opóźnieniem chciałam Wam dziś pokazać.



















Na inne zakątki i bawarskie wioski jeszcze przyjdzie pora, ale cały czas opracowuję plan mojej fotowycieczki po okolicy :) 

I jak Wam się podobają takie alpejskie klimaty? Ja mam ciągle niedosyt i czekam na kolejne weekend'owe wypady ;)


Przy okazji, zachęcam do głosowania na White Grey Pastels w plebiscycie na najlepszy blog wnętrzarski 2016 , który znajdziecie w poniższym linku

KDC Konkurs

Dziękuję za każdy oddany głos :)

POZDRAWIAM SERDECZNIE, 
Sylwia





7/22/2016

KD Collection - plebiscyt na najpopularniejszy blog 2016 roku

Moi drodzy, właśnie okazało się, że mój blog został zgłoszony do plebiscytu na najpopularniejszy blog wnętrzarski 2016 roku, organizowany przez KDC Meble. Jest to dla mnie ogromne zaskoczenie i przemiła niespodzianka, dlatego mam nadzieję, że jeśli czytanie White Grey Pastels sprawia Wam przyjemność, zechcecie wesprzeć mnie w tej walce. Głosy można oddawać raz na 24 godziny właśnie >>> TUTAJ <<< za pomocą fb lub Google+. Konkurs trwa do 30 sierpnia.

Wiecie, że właśnie urządzamy nasze mieszkanie, więc każdy nowy mebel jest na wagę złota ;) ale w plebiscycie bierze udział wiele wspaniałych blogów, więc możecie wesprzeć również innych uczestników :)

Oto nagrody, które otrzymają laureaci:




 III miejsce



II miejsce (komplet 4 krzeseł)




I miejsce


Jestem bardzo ciekawa wyników i z góry dziękuję pięknie za każdy oddany głos.

POZDRAWIAM
Sylwia

7/14/2016

Stylizacja kuchennych półek za pomocą produktów IKEA



Urządzanie naszego mieszkania idzie czasami jak krew z nosa. Na wszystko potrzeba czasu i... pieniędzy (przede wszystkim) ;) Moja niecierpliwość pod tym względem czasami daje mi się jednak we znaki. Chciałabym zrobić wszystko TERAZ, ZARAZ, JUŻ. Objawy tego odczuwam na przykład wtedy, kiedy nie mogę w nocy usnąć, ponieważ rozmyślam nad aranżacją każdego kąta i analizuję w myśli ceny poszczególnych artykułów. Obecnie moje myśli zaprzątają dwie lub trzy półki kuchenne, które chciałabym umieścić nad półko-stołem (którego też oczywiście jeszcze nie mamy...). Postanowiłam jednak nieco ulżyć myślom i chociaż wirtualnie zaaranżować owe półki. Kolorystyka biało-niebieska, z kontrastującą brązową miską z naturalnego surowca, i soczystymi cytrynami. Do tego odrobina zieleni w postaci żywego bukszpanu. Wpadłam na pomysł, że "nabędę" produkty w IKEA, ponieważ jest tam wszystko czego mi potrzeba, z półkami włącznie... ;)










I co myślicie o takim zestawieniu?
Dobrze czasami tak sobie pomarzyć ;)


POZDRAWIAM SERDECZNIE,
Sylwia

7/13/2016

Metamorfoza regału ALBERT (IKEA)





Trzy lata temu kupiliśmy w IKEA sosnowy regał ALBERT, na którym miały znaleźć miejsce Uli książki i zabawki. Był niedrogi... ;) ale już po krótkim czasie okazało się, że nie jest funkcjonalny. Książki wypadały przez otwarte boki, zabawek zmieściło się zaledwie kilka - ogólna katastrofa. Oczywiście od razu wpadłam na pomysł, żeby go odrobinę przerobić, ale Wiecie jak to jest, nigdy nie nadarzyła się odpowiednia okazja. I takim sposobem regał ALBERT irytował nas przez równe trzy lata. 

Ale, co się odwlecze, to nie uciecze... Przed przeprowadzką zastanawiałam się czy w ogóle jest sens wieźć go ze sobą tyle kilometrów. Ale z drugiej strony, pomyślałam, będzie to dobra okazja i dobry obiekt do jakiegoś maleńkiego DIY. A poza tym, w pokoju Uli nie ma jeszcze zbyt wielu mebli, więc i tak gdzieś te książki i zabawki trzymać musi. Przynajmniej część z nich, bo część nadal okupuje kartony.

Gdyby ktoś z Was nie znał regału ALBERT, oto on w całej okazałości :







A gdybyście nie znali jego rozmiarów, asystentka Ula służy swoim czteroletnim wzrostem ;)





Jeszcze w Polsce wybrałam się do stolarni w Obi, żeby dociąć tam na wymiar niezbędne elementy. Sklejka drewniana okazała się zbyt kosztowna, więc jako odpowiednik wybrałam płytę MDF o grubości 6 mm (powinnam na półki wybrać 8 mm, ponieważ miałyby większą nośność, ale niestety nie wzięłam tego pod uwagę). Do tego dokupiłam listewki o przekroju 5 mm, które miały posłużyć za wsporniki półek.

DOCINANIE PŁYTY NA WYMIAR - 50 ZŁ
LISTEWKI - 3 ZŁ
KLEJ STOLARSKI - 4 ZŁ 






Zaczęłam od nałożenia kleju i przymocowania kolejno boków i tyłów. Elementy należało docisnąć czymś ciężkim i odczekać kilka godzin (ja czekałam około 2 godziny). Przykleiłam je od strony środkowej, żeby po jakimś czasie nie odpadły pod naporem książek.






Tak wyglądał regał po pierwszym etapie:






Następnie, również za pomocą kleju stolarskiego, przymocowałam wsporniki półek:






Po dwóch godzinach mogłam już przejść do przedostatniego etapu, czyli przyklejenia półek.
Teraz regał czekał już tylko na malowanie.





I jak zwykle, malowanie tak mnie pochłonęło, że nie zrobiłam żadnego zdjęcia w jego trakcie... Użyłam Śnieżki do drewna i metalu (biały mat - 23 zł/L)
Na razie kompozycja na regale nie jest jeszcze zbyt przemyślana, ponieważ musi on pomieścić zbyt wiele dobytku. Ale kiedy dołączą do pokoju półki, stolik itp., na pewno pomyślę o jakiejś ciekawszej aranżacji. 

Tak wygląda na dzień dzisiejszy zabudowany regał ALBERT, z którego już nie ma prawa spaść ani jedna książka ;)














I jeszcze raz na koniec porównanie BEFORE&AFTER




Sporo u mnie ostatnio tych metamorfoz, ale mam nadzieję, że Wam się jeszcze nie znudziły ;)

Jak Wam się podoba nasz nowy ALBERT? Może nabraliście ochoty na metamorfozę jakiegoś swojego mebelka? Czekam z niecierpliwością na Wasze opinie :)


POZDRAWIAM SERDECZNIE
Sylwia


7/06/2016

WIELKA PRZEPROWADZKA cz.5 - Okna





Witam w kolejnym odcinku poświęconym moim zmaganiom z doprowadzeniem do porządku naszego wynajętego mieszkania. To z pewnością nie będzie jeden z najbardziej przyjemnych odcinków ;) Ale żeby móc przejść do tych przyjemniejszych spraw, jak ustawianie mebli, dekoracji, nadawanie domowej atmosfery, trzeba niestety przejść przez te wszystkie trudne prace porządkowo-remontowe. Tu, po raz kolejny, pozwolę sobie wyrazić moje ubolewanie nad faktem, że mieszkanie jest jedynie wynajęte, a pracy i zaangażowania wkładam w nim tyle, ile włożyłabym w nasze własne...

Po przyjeździe założyłam, że pracy z oknami nie będzie wcale tak dużo. Co prawda, dało się zauważyć niewielkie ślady pleśni w rogach wnęk, ale byłam pewna, że są to powierzchniowe wykwity i szybko się z nimi rozprawię. Ot, czyszczenie, środek biobójczy i malowanie. Ale nic z tych rzeczy. Po dokładnym zbadaniu powierzchni ściany w owych miejscach, zauważyłam pęcherzyki, które mnie zaniepokoiły. Namoczyłam więc farbę obficie i zaczęłam zeskrobywać. Okazało się, że ściana malowana była trzykrotnie: na biało, zielono i żółto, a warstwa zielonej farby pokryta była w rogach wnęk plamami pleśni. Sądząc po grubości kolejnej, żółtej farby, wnęki były nią malowane kilkakrotnie, aby zamaskować powstałą pleśń. Uwielbiam, kiedy ktoś walczy z efektami wilgoci za pomocą kolejnych warstw farby... Takim sposobem musiałam "nieco" poszerzyć zakres moich prac.

Dom, w którym mieszkamy, posiada bardzo grube ściany zewnętrzne, ale niestety brak jest w nich choćby kratek wentylacyjnych, co zmusza do częstego wietrzenia mieszkania w celu pozbycia się nadmiaru wilgoci, zwłaszcza zimą, kiedy dochodzi suszenie prania wewnątrz. Jak wiadomo, najczęściej problem pleśni pojawia się właśnie w okolicach okien, przy podłodze i przy suficie, a na nadmiar wilgoci narażone są najbardziej kuchnia i łazienka, z wiadomych przyczyn. Rogi i zakamarki, to jej ulubione siedlisko. Na szczęście u nas skończyło się jedynie na oknach. Gdyby było inaczej, chyba musielibyśmy zrezygnować z tego mieszkania, bo pleśń w dużym nadmiarze, niezwalczana latami, jest niezwykle niebezpieczna dla ludzkiego zdrowia. 

A takim widokiem skutkowało niewietrzenie ( o niesprzątaniu nie wspomnę...) mieszkania przez poprzednich lokatorów oraz zamalowywanie ram okiennych w czasie malowania ścian (bo po co używać taśmy malarskiej do zabezpieczenia niemalowanych elementów, skoro można je pomalować razem ze ścianami...)  





W skrócie moja walka z pleśnią przebiegła w następujący sposób:
- dokładnie umyłam okna i wszelkie ich zakamarki w środku oraz na zewnątrz,
- namoczyłam wodą z detergentem miejsca na ścianie, które podejrzewałam o wykwity,
- kiedy farba namiękła, zaczęłam zeskrobywać szpachelką kolejne warstwy oraz wierzchnią warstwę płyty kartonowo gipsowej, aż na odległość kilku centymetrów od wykwitów,
- po wyschnięciu, czyli następnego dnia, spryskałam ściany, ramy okien i wyczyszczone zakamarki płynem ACE o silnym działaniu biobójczym (sposób sprawdzony),
- następnego dnia powtórzyłam spryskiwanie,
- kolejny dzień poświęciłam na szpachlowanie,
- dwa dni później ściana gotowa była do pomalowania.






W pokoju dziennym cały proces walki z oknami zakończył się takim oto widokiem, z którego byłam niezwykle dumna ;)





Sprawa wyglądała natomiast o wiele gorzej w pokoju Uli... Pokój dzienny położony jest od strony południowo-wschodniej, więc wilgoć miała większą możliwość, aby wyschnąć w czasie słonecznych dni. Stąd mniej pleśni w oknach. Ale drugi pokój to głównie część wschodnia, więc słabiej nagrzana.  Wiedziałam, że będzie ciężko i naprawdę było...

Wiem, że nie jest to przyjemny widok, ale w najgorszym punkcie sprawa wyglądała następująco: 





Był to dla mnie straszny szok, ale nie miałam innego wyjścia i musiałam stawić temu czoła. Namoczenie ściany woda z detergentem bardzo ułatwiło mi zdzieranie farby, zwłaszcza z ram. Sami widzicie, że brud i pleśń dopadły każdy zakamarek, więc nawet patyczki higieniczne stały się niezwykle pomocne.






A to jest właśnie moje "znalezisko" na zielonej warstwie farby:





Po namoczeniu, warstwa kartonu schodziła idealnie.







I tak jak w pokoju dziennym, suszenie, spryskiwanie ACE, szpachlowanie. Nie zazdroszczę wykończeniowcom, bo takie prace, ze szpachlowaniem włącznie, strasznie wykańczają fizycznie. A w moim przypadku to zaledwie kilka okien.








Żeby tradycji stało się zadość, przedstawiam Wam porównanie BEFORE&AFTER. Tym razem widok pokoju Uli. 

PRZED



PO












Kiedy jest się mamą wychowującą dziecko w domu, trzeba być także 
i kreatywną przedszkolanką ;) Uli znudziły się ostatnio gotowe kolorowanki, więc czasami rysuję jej obrazki, a ona je później koloruje. I tak właśnie powstały te oto róże, którymi zainspirowałam się podróżując po okolicy. Jest tu wiele domów, których ściany zdobią takie pnącza na kratownicach. Chętnie zrobiłabym sobie kiedyś taką fotowycieczkę, żeby pokazać Wam jak piękna jest architektura niemieckich wsi i miasteczek. I chyba tak właśnie zrobię w najbliższym czasie :)







I co sądzicie o mojej walce z oknami? Wygrałam?
A może zrobilibyście to inaczej lub macie inne sposoby na pozbycie się pleśni?

Czekam z niecierpliwością na Wasze opinie.


POZDRAWIAM SERDECZNIE,
Sylwia