5/30/2016

Metamorfoza jadalni STUDIA McGee - McGee's Studio diningroom remodel

Dziś kolejny wpis z serii "udane metamorfozy" ;) Te zdjęcia znalazłam już dość dawno temu, ale zupełnie o nich zapomniałam. Porządki w domu i na blogu przypomniały mi jednak o tej kolejnej pracy Studia McGee. Uwielbiam ich nowe projekty, jak i właśnie metamorfozy. Potrafią z każdego byle jakiego pomieszczenia wydobyć piękno. Czasami wystarczy im do tego zmiana koloru, kilka nowych mebli i akcentów dekoracyjnych. Są moją ogromną inspiracją i zawsze śledzę ich kolejne poczynania.

Jadalnia. Wnętrze z potencjałem, dobrze doświetlone, z pięknymi oknami i cokołem przypodłogowym. A jednak nie wygląda korzystnie. Wszystko nieco przerysowane i przytłoczone lambrekinem w oknie oraz nadmiarem brązowo i beżowej kolorystyki. Krzesła nie były najgorsze, ale znacznie lepiej wyglądałyby, gdyby nóżki nie były tapicerowane... Jednym zdaniem - wnętrze stanowczo zbyt ciężkie.



 STUDIO McGee



Z pomocą pospieszyło wspomniane Studio McGee. Wnętrza, które zaprojektują lub zmienią, skazane są na sukces. Stają się lekkie i bardzo ciekawe zarazem. To, w pierwszej kolejności, zyskało nowy kolor ścian (Banjamin Moore - Classic Grey). Okna wyposażono w rolety rzymskie o jasnej kolorystyce, które znacznie odciążyły wnętrze. Stół metalowo-szklany zastąpiony został przepięknym drewnianym, który nadał jadalni nieco rustykalnego, przytulnego wyglądu.  Wokół niego stanęły bardzo ciekawe krzesła ze skórzaną tapicerką i drewnianymi nogami, które charakterem pasują do stołu. Na stole nie mogło zabraknąć bukietu kwiatów. Hortensje pasują tu idealnie.  Nad stołem, dla kontrastu  z jasnym wnętrzem, powieszono metalową lampę w formie lampionu. Tego typu lampy są bardzo charakterystyczne dla wnętrz nadmorskich i tych w stylu Hamptons. Bardzo je lubię i uważam, że wybór czarnej był strzałem w dziesiątkę. Podłoga pozostała w stanie niezmienionym, ale mimo to bardzo pasuje do nowej stylizacji tej jadalni. 





To już chyba mój ostatni post opublikowany w Polsce. Na kolejne zapraszam już niedługo. Będą to oczywiście następne odsłony naszej wielkiej przeprowadzki, które rozpoczniemy od wielkiego bałaganu. Już w środę wyruszamy z ostatnimi pakunkami oraz zapasem polskiej kiełbasy i swojskich jajek, aby dotrzeć w czwartek do przepięknej Bawarii ;)

Trzymajcie za nas kciuki :)

POZDRAWIAM SERDECZNIE,
Sylwia







5/23/2016

Co zabieramy do "nowego" mieszkania - pierwsza relacja z przeprowadzki za granicę

Właśnie jesteśmy po pierwszym etapie przeprowadzki, choć ja i Ula nadal jesteśmy w Polsce. Mój mąż przyjechał w weekend po spakowane rzeczy, a przedtem odmalował mieszkanie i dokonał niezbędnych poprawek, ponieważ okazało się, że mieszkanie nie jest w idealnej kondycji. Trochę nas to rozczarowało i zaniepokoiło, bo nie spodziewaliśmy się, że czeka nas przy nim tak dużo pracy. Poprzedni lokatorzy nie należeli raczej do pedantów... Nawet wyrwane gniazdko zostało przez nich zaklejone taśmą malarską i pomalowane w kolorze ściany. No nie wpadłabym w nigdy życiu na taki głupi pomysł!!! Ale z drugiej strony nie spodziewaliśmy się też cudów, gdyż mieszkanie jest dość niedrogie, jak na tamtejsze strony, a szukanie lokum zajęło nam ponad rok (który wraz z Ulą spędziłam u rodziców), więc skorzystaliśmy z nadarzającej się okazji, bo to oczekiwanie każdemu z nas dawało się już we znaki.
Byłoby o wile łatwiej je remontować, gdyby nie znajdowało się 1000 km stąd, ponieważ w tej sytuacji mój mąż musiał zmierzyć się z całym tym bałaganem samodzielnie. A nie będę ukrywać, że mi sprawiłoby to o wiele większą przyjemność ;) Jednak już za 1,5 tygodnia będziemy tam wszyscy na miejscu i będę mogła podwinąć rękawy. Może brzmi to nieco żartobliwie, ale tak naprawdę uważam, że wynajmowanie mieszkania to paskudna inwestycja. Trzeba zawsze włożyć w nie niemało pieniędzy i pracy, żeby mieszkać w przyzwoitych warunkach. Dlatego zdecydowaliśmy się je tylko gruntownie odświeżyć, czyli odmalować, zaszpachlować niedoskonałości i wymienić listwy przypodłogowe. Chciałam też odmalować płytki ścienne w kuchni, ponieważ są dość stare i jakieś takie beżowe... ale farba V33 kosztuje około 100 zł, więc na razie jeszcze się wstrzymam z tym procederem (jeśli ktoś zna inną, tańszą, będę wdzięczna za informację). 
Do tego dochodzi sprawa mebli. Są tam tylko szafki kuchenne, kuchenka elektryczna i duża szafa (przynajmniej w miarę nowa i pojemna). Dlatego musieliśmy z Polski zabrać pralkę, lodówkę i trochę mebli. Nie ukrywam, że chodziło nam o bardzo ekonomiczne urządzenie mieszkania, więc wszystkie brakujące meble i akcesoria nabyliśmy głównie w Ikei/Ikea, bo tylko ona była łaskawa dla naszego budżetu. Pozwoliłam sobie wykonać dwa moodboard'y z elementami, które już mieliśmy w posiadaniu i z tymi, które dokupiliśmy. 
Gdybym miała urządzić to mieszkanie tak jakbym chciała, wyglądałoby nieco inaczej, ale wiadomo "jak się nie ma co się lubi..." :) Mam nadzieję, że na targach staroci uda mi się później nabyć kilka mebli, które nieco to mieszkanie urozmaicą.
W salonie będzie jeszcze biurko i moje odnowione krzesło dębowe. Telewizora na razie tam nie posiadamy, więc mebli typu szafka RTV też chwilowo nie będziemy umieszczać. Jedynie to, co niezbędne do normalnego funkcjonowania.








Regał i łóżko w pokoju Uli są na razie naturalne sosnowe, ale mam w planie przemalować je na biało lub na jakiś delikatny pastelowy kolor. Dodatkowo, w regale chcę zamontować boki i tył, ponieważ wszystkie książki i zabawki wypadają przez te otwory wywołując moją irytację. Zrobię to jednak już na miejscu. Mam docięte na wymiar płyty MDF o grubości 6 mm, z których zrobię też dodatkowe półki pomiędzy obecnymi. A to dlatego, że regał ALBERT nie jest typowym regałem na dziecięce akcesoria i nawet po ustawieniu wysokich książek marnuje się w nim sporo przestrzeni. Brakuje nam jeszcze dywanu dla Uli, ale pomyślimy o nim po lecie. W międzyczasie powstaną też jakieś dekoracje, ale muszę je jeszcze przemyśleć. Na razie uszyłam już kilka poszewek na poduszki do pokoju dziennego i do Uli.







W kuchni będzie biało i troszkę niebiesko, z odrobiną beżu. Na szczęście całe kuchenne wyposażenie mamy na stanie, więc chociaż tego nie musieliśmy dokupować. No dobra, kilka nowych drobiazgów nie umknęło moim rękom ;)

O łazience nie wspominam, bo najpierw muszę tam zrobić porządne sprzątanie, żeby móc myśleć o jej wystroju ;) 

Tak naprawdę brakuje nam bardzo wielu rzeczy, bo przewieźć cały dobytek tyle kilometrów graniczy z cudem. Ograniczyliśmy się do minimum, zostawiając miedzy innymi duże łóżko, które zastąpiliśmy składaną sofą BEDDING, ponieważ pokój dzienny będzie jednocześnie nasza sypialnią. Nasze meble do przechowywania również zostają w Polsce. Choć są pojemne i funkcjonalne, zajmują w transporcie zbyt dużo miejsca i są dość ciężkie. Stopniowo będziemy wszystko uzupełniać, a tym samym będę mogła Wam prezentować nasze zmagania z osiedlaniem się na obczyźnie :) Mam w planach sporo projektów DIY, więc mam nadzieję, że będzie ciekawie w najbliższym czasie. 


POZDRAWIAM SERDECZNIE,
Sylwia


5/15/2016

Metamorfoza korytarza w domu rodziców - My parent's entryway makeover





Zaczęło się od przemalowania wieszaka na korytarzu, który czekał na to w garażu już chyba od roku... Ta niewielka metamorfoza natchnęła nas (mnie i moje siostry) do posunięcia się o krok dalej i zrobienia porządku z całym korytarzem, na który już nikt nie mógł patrzeć. Zdecydowanie należał mu się mały refreszing. Nie zastanawiają się długo wyciągnęłyśmy farbę i zabrałyśmy się do pracy. Niestety, u nas odbywa się to w tak zawrotnym tempie, że o zrobieniu zdjęć BEFORE zupełnie zapomniałyśmy. Dlatego efekt PRZED widoczny jest już po usunięciu listew przypodłogowych PCV i lustra z falą, które zamocowane było do półokrągłej kolumny w kolorze stalowym z efektem młotkowym... Może to dobrze, że nie ma go na zdjęciach ;)
Prace nie poszłyby tak sprawnie, gdyby nie nasz brat, który na co dzień zajmuje się wykończeniami. To on zajął się klejeniem tapety oraz listew przypodłogowych.

A zatem przejdźmy do zdjęć :)








Tapeta na tej ścianie musiała się znaleźć, ponieważ jest zaraz przy drzwiach wejściowych i nie było opcji, żeby ktoś się o nią nie otarł. Kiedy była pokryta jedynie farbą, skutkowało to nieustannym jej malowaniem. Teraz, zamiast dwóch pasów, nowa tapeta pokrywa całą ścianę.





W sekrecie powiem Wam, że kolor, który krył się pod kolumną z lustrem był już "złagodzoną" wersją pierwotnego, który stanowił mix burgunda i różu... Możecie  sobie więc wyobrazić jak korytarz wyglądał zaraz po zrobieniu tej struktury, której przeciwniczką byłam już na etapie jej planowania. Pan fachowiec dobrał tamte kolory, twierdząc, że takie są teraz modne (!!!!!!) Nie wyobrażacie sobie mojej rozpaczy, kiedy to zobaczyłam na własne oczy. Na szczęście biel ją teraz nieco uzdrowiła ;)

I jeszcze kilka ujęć PO :)
















Jeśli już jestem przy temacie metamorfoz, to jeszcze ujęcie moich włosów po ścięciu ;)





KOSZT METAMORFOZY


Tapeta - 73 zł
Klej do tapet - 28 zł
Listwy przypodłogowe MDF - 75 zł (25zł/szt)
Biała farba - pozostałość z poprzednich remontów
Lustro - 125 zł (Jysk)
Komoda - 80 zł (Galeria Staroci)
Gniazdko - 13 zł
Klej montażowy - 20 zł
Akryl - 10 zł
Fachowiec - po znajomości ;)


Dodam, że główną inwestorką finansową była moja siostra :)




I jak Wam się podoba taki szybki remont?


UDANEGO NIEDZIELNEGO POPOŁUDNIA, 
Sylwia





5/08/2016

Metamorfoza krzesła i wosk Annie Sloan - Chair makeover and Annie Sloan wax





Dziś w bardzo dużym skrócie chciałabym pokazać Wam moją niedawną przygodę z renowacją krzesła. Kupiłam je za 20 zł w galerii staroci i przez długi czas nie miałam natchnienia, żeby coś z nim zrobić. Ale na wszystko przychodzi czas, więc i krzesło doczekało się swojej metamorfozy :)

Pomalowane lakierobejcą nie wyglądało zbyt dobrze i aż prosiło się o kontakt ze szlifierką. Ponadto było nieco niestabilne, więc należało je rozkręcić, skleić w kilku miejscach i znowu skręcić. Drewno posiada tu tak piękna strukturę, że nawet nie planowałam malowania go farbą kryjącą.









Po rozkręceniu krzesła zabrałam się za jego czyszczenie. Pracę znacznie ułatwiło mi użycie preparatu do usuwania starych powłok malarskich. Jeśli macie w planach czyszczenie jakiegoś mebla, to bardzo Wam polecam tego typu środki, bo bardzo przyspieszają cały proces. Po nałożeniu ich na mebel po kilku minutach następuję "pęcznienie" farby, staje się ona nieco rozcieńczona i można ją łatwo usunąć za pomocą szpachelki. Jeśli warstwa jest dość gruba, zabieg należy powtórzyć. 










Tak wyglądało krzesło po zdjęciu lakieru i lekkim przeszlifowaniu. Większe, płaskie elementy czyściłam za pomocą szlifierki oscylacyjnej, ale nad zakamarkami i żłobieniami musiałam pomęczyć się ręcznie. Właściwie nie było to męczące, a raczej odprężające i dające możliwość porozmyślania ;)
Jeśli chodzi o proces czyszczenia papierem ściernym, szlifierką lub gąbką ścierną, ostrzegam Was przed używaniem papieru o gramaturze 80, a nawet 100. Zostawiają one na drewnie widoczne ślady, które później ciężko doszlifować drobniejszym papierem (zwłaszcza ten pierwszy). Nauczyłam się tego na własnym błędzie i dlatego teraz zawsze używam w pierwszej kolejności 120, a później coraz drobniejszych.





Krzesło gotowe do woskowania:







Dlaczego użyłam wosku? Bo według mnie nadaje drewnu bardzo szlachetny wygląd, daleki od sztuczności lakieru. Pomimo tego, że jest przy nim o wiele więcej pracy niż przy zastosowaniu lakieru, efekt jest wart tej pracy. Fachowe źródła podają, że prawidłowe woskowanie polega na położeniu i wypolerowaniu około 30 delikatnych warstw wosku. Początkowo wydało mi się to absurdalne. Jak drewno przyjmie taką ilość wosku? A jednak! Po dwóch warstwach wydaje się, że już jest ok, ale wosk w naturalny sposób wsiąka w drewno i proces należy powtarzać przynajmniej kilka razy, aby na stałe uzyskać delikatny, satynowy połysk. Ja poprzestałam na 5 warstwach, przy czym każdą po wyschnięciu polerowałam dwukrotnie.

Użyłam wosku bezbarwnego Annie Sloan, który kupiłam kiedyś wraz z jej farbami. Jestem z niego zadowolona, ale kiedyś wypróbuje z ciekawości również inne dostępne woski.

Tu widać jak wosk przyciemnia drewno uwydatniając jego strukturę







Żeby dobrze wykonać renowację mebla, konieczna jest pomoc fachowej asystentki, która wie na czym polega właściwe woskowanie ;) 







A tu już wisienka na torcie, czyli cudowny połysk otrzymany po piątym woskowaniu i polerowaniu. Na żywo wygląda to niesamowicie. Jestem taka dumna z tego efektu :)
















Tapicerka była dość ciekawa i planowałam ją jedynie uprać, jednak po włożeniu wyższej gąbki okazała się zbyt mała i musiałam ją wymienić. Może kiedyś spróbuje ją jeszcze raz naciągnąć z czyjąś pomocą, więc na razie leży w szafie i czeka na swój czas.Krzesełko jest teraz bardzo wygodne i stabilne, więc pojedzie w świat razem z nami i stanie przy moim biurku :)












I co sądzicie o tej metamorfozie? Ja od razu nabrałam ochoty na kolejne :)


POZDRAWIAM SERDECZNIE,
Sylwia